środa, 30 kwietnia 2014

Chapter 5.

      Bez pożegnania wybiegłam z samochodu Harry'ego i od razu dałam upust emocjom, które dusiłam w sobie od momentu, kiedy Cara poniżyła mnie przed wszystkimi. Nie zwracając uwagi na wołanie bruneta zniknęłam za frontowymi drzwiami. Jak najciszej dostałam się do swojego pokoju na piętrze mając nadzieję, że zostanę niezauważona przez domowników, którzy teoretycznie o trzeciej w nocy powinni spać, ale z wujostwem różnie bywało. Rozejrzałam się na boki i widząc, że nikt nie zareagował na moje przyjście, weszłam do środka zamykając za sobą drewnianą płytę. Ściągnęłam z siebie ciuchy i zostałam w samej bieliźnie. Śmierdziałam piwem. Z szafki wyciągnęłam czystą piżamę, po czym udałam się do łazienki. Musiałam wziąć szybki prysznic, by dźwięk wody nikogo nie obudził. Kiedy osuszyłam się ręcznikiem poczułam się nieco lepiej, może nie psychicznie, ale fizycznie zdecydowanie. Przynajmniej moje ciało, ani włosy nie cuchnęły alkoholem. Wróciłam do pokoju i zapaliłam lampki zawieszone na łóżku, a później rozsiadłam się na nim zaczynając rozczesywać mokre włosy. Już nie rozróżniałam, czy po moich policzkach płynęły słone łzy, czy to woda kapiąca z moich włosów. Było mi cholernie przykro po tym incydencie w klubie. Nie rozumiałam dlaczego Cara się zachowała w taki sposób, czym ja jej zawiniłam? Nie zrobiłam dziewczynie nigdy niczego złego, wręcz przeciwnie - za każdym razem, gdy ją widziałam schodziłam z drogi. Wierzchem dłoni otarłam policzki. Pociągnęłam nosem i odłożyłam szczotkę na szafkę nocną. Po chwili poczułam wibrację pod udem. Podniosłam nogę, a na ekranie białego iPhone'a wyświetlił się nieznajomy numer. Odrzuciłam połączenie i opadłam na łóżko, rozkładając włosy na poduszce. Telefon znowu zawibrował, ale ja go ponownie zignorowałam. Nie miałam ochoty na rozmowy z kimkolwiek. Nie o czwartej nad ranem i nie w takim stanie, jednak ten ktoś nie odpuszczał. Ciągle dzwonił i dzwonił. Mając dosyć natarczywego, nieznanego osobnika schowałam się pod kołdrę i odebrałam.
       - Tak? - zapytałam cicho.
       - Chloe, wszystko w porządku?
       - Yhym. - bąknęłam wciąż chowając się pod pościelą. 
       - Jestem pod Twoim domem. Martwię się.
       - Co?! - pisnęłam, ale zaraz szybko zakryłam twarz dłonią.
       - Wpuść mnie. 
       - Nie ma mowy. - rzuciłam nieco głośniej. - idę spać, dobranoc. - nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się i wsunęłam telefon pod poduszkę. 
      Wyszłam z mojej kryjówki ostrożnie podchodząc do okna. Stanęłam za firanką i zauważyłam czarne Porsche stojące po drugiej stronie ulicy, a obok niego stał wysoki chłopak, który gapił się w moje okno. Cofnęłam się w tył, kiedy zorientowałam się, że mnie spostrzegł. Potrząsnęłam głową szybko wracając do łóżka. Ułożyłam się wygodnie na boku, a sekundę później po raz kolejny dzisiejszej nocy mój iPhone "odezwał" się. 



Był niemożliwy. Na widok wiadomości poczułam przyjemne ciepło w okolicach serca i nie zastanawiając się długo - odpisałam. Miło z jego strony, że troszczył się o mnie i nie zniechęcił się, gdy zobaczył moją bliznę. Przestraszyłam się kiedy jego wzrok utkwił na miejscu, którego tak nienawidziłam. Zresztą to niejedyne "pamiątki" na widok, których chciało mi się płakać, a mózg przywoływał obrazy, o których nie potrafiłam zapomnieć i chyba już nigdy nie będę potrafiła wymazać ich z głowy.
      Z zaschniętymi łzami kręciłam się na łóżku nie mogąc zasnąć. Myślałam o dzisiejszej imprezie i tym jak potraktowała mnie Cara. Mimo akceptacji kuzynki i ludzi z klasy wciąż czułam się obca i nie umiałam odnaleźć się w nowym miejscu. Przeliczyłam swoje możliwości, myśląc, że szubko uda mi się zaklimatyzować w Nowym Jorku. Miasto przytłaczało mnie swoją wielkością, ciągły zgiełk i pęd ludzi - nie nadążałam. Marzyłam, by wrócić do Tennessee, do dawnego życia, gdzie zaznałabym spokoju. Dorosłe życie było do niczego.


*

      - Halo, halo, pobudka! - poczułam jak łóżko ugina się pod ciężarem Ashley, a ona sama kładzie się na mnie. - Chloe, wstawaj. Już dwunasta.
      - Jeszcze chwilkę. - powiedziałam ochrypłym głosem, ani na moment nie otwierając oczu. Na moje słowa Ash zwlokła się z łóżka i zabrała mi moją ciepłą kołdrę. Jęknęłam przyciągając kolana pod brodę i zwijając się w kłębek.
       - Przestań no. Opowiedz jak było na imprezie. O której wróciłaś? Mów, mów. - jej ton był niemalże błagalny. Wyciągnęłam rękę w jej kierunku, a ona wzdychając ciężko przykryła moje ciało z powrotem i sama usadowiła swój chudy tyłek na brzegu łóżka. Leniwie otworzyłam oczy spoglądając na kuzynkę, która wyczekująco patrzyła na mnie.
       - Jakoś po trzeciej. Nie pamiętam. - bąknęłam i ponownie przymknęłam powieki.
       - Był Justin?
       - No. Zalany w trupa.
       - Gadaliście? - ciągnęła, a mnie dziwiło dlaczego nagle zaczęła interesować się znienawidzonym chłopakiem.
       - Nie. Tylko mnie przywitał. - odpowiedziałam od niechcenia.
       - Aha. I tyle? Nic się nie wydarzyło? Wróciłaś późno, więc...
       - Tyle. - powiedziałam oschle przerywając jej w pół zdania. Nie miałam najmniejszej ochoty opowiadać Ash o zdarzeniu z Carą, ani o Harry'm. Nie uważałam żeby było to coś o czym miałabym mówić wszystkim na około i robić z siebie ofiarę. Nienawidziłam kiedy ktoś mi współczuł, a doskonale wiedziałam, że teraz by tak było. Ta mała papla od razu poleciałaby do rodziców,  a wujek, na dodatek policjant tylko pogorszyłby sprawę. Ze wszystkimi swoimi problemami zawsze radziłam sobie sama i teraz też musiałam. Dłużej nie rozmawiałam z kuzynką o imprezie. Właściwie to wcale nie rozmawiałyśmy. Leżałyśmy na wznak obok siebie patrząc w sufit. Nagle nasze głowy zwróciły się w stronę drzwi, w których stanęła uśmiechnięta Alice.
        - Chodźcie na obiad, dziewczynki. - powiedziała łagodnym głosem, po czym wytarła mokre dłonie o czerwony fartuch.
Z trudem podniosłam się do pozycji siedzącej. Przetarłam zaspaną twarz i rozejrzałam się po pokoju. Mała Ashley zeskoczyła zgrabnie z łóżka, by po chwili znaleźć się przy otwartych drzwiach. Kiwnęła na mnie głową, a jej blond kucyk poruszył się w dwie strony. Podeszłam do dziewczyny zaplatając włosy w niechlujnego koka i obie ruszyłyśmy korytarzem do schodów.

       Zajęłam swoje miejsce przy stole, gdzie siedział Charles przeglądając gazetę. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, kiedy zmierzył mnie surowym spojrzeniem. Udałam, że nie zauważyłam jego wzroku i chwyciłam za chochelkę nalewając do białego, głębokiego talerza rosół.
       - Gdzie byłaś w nocy? - niezręczną ciszę przerwał męski głos. Spojrzałam na Charles'a i w tym samym momencie mój żołądek wywrócił się do góry nogami. Nie wiedziałam jak się zachować, co powiedzieć, czy skłamać, albo mówić prawdę? Chociaż kłamstwo w moim wykonaniu nigdy nie brzmiało prawdziwie, bo nie potrafiłam kłamać i łatwo można było mnie zdemaskować. Kątem oka zerknęłam na Alice, która przyglądała się swojemu mężowi i wyglądała na zdziwioną jego pytaniem.
       - Na imprezie. - jęknęłam zanurzając srebrną łyżkę w rosole.
       - Tylko? - kolejne pytanie padło z jego ust. W duchu modliłam się, żeby ktoś przerwał to "przesłuchanie" i uratował mnie z tej beznadziejnej sytuacji, ale tak się nie stało. Ashley, jak i jej mama bacznie obserwowały nas. - bo wydawało mi się, że widziałem Cię jak wsiadałaś z jakąś dziewczyną i chłopakiem do sportowego samochodu. - co? Skąd on? No nie... Nie odzywałam się. Patrzyłam prosto w oczy wujka i czułam jak robi mi się niedobrze z nerwów. - Chloe, nie mam pojęcia co robiłaś na nielegalnych wyścigach i kim byli ci ludzie, ale nie powinno Ciebie tam być. To nie jest miejsce dla takich dziewczyn jak Ty.
       - Przepraszam. - powiedziałam cicho spuszczając głowę w dół. Utkwiłam wzrok w talerzu czekając na dalszy bieg wydarzeń.
       - Nie będę wymierzał Ci kary, bo byłoby to z mojej strony co najmniej śmieszne, ale prosiłbym Cię żebyś więcej razy nie uczestniczyła w tego typu zabawach. To jest niebezpieczne, różni ludzie, w różnym stanie się tam kręcą. Nie chciałbym, by stała Ci się jakaś krzywda.
      - Yhym, dobrze. - odparłam głosem pełnym skruchy. Na swoją obronę nie miałam nic, każde tłumaczenie brzmiałoby głupio. Było mi wstyd za siebie.
Reszta obiadu minęła w męczącej ciszy. Kiedy skończyłam konsumować posiłek i za pozwoleniem Alice odeszłam od stołu. Ashley pobiegła za mną. Szarpnęła mnie za ramię tym samym odwracając do siebie twarzą.
        - Dlaczego nie powiedziałaś, że byłaś na tych głupich wyścigach? - syknęła nadal trzymając moje ramię.
        - Tak wyszło. - odpowiedziałam wzruszając ramionami. - ja... um, przepraszam, ale muszę iść się uczyć. Jutro mam test z biologii. - zaczęłam się głupio wykręcać, bo zdawałam sobie sprawę, że za moment zostanę zasypana listą pytań, na które nie miałam najmniejszej chęci odpowiadać. Wyswobodziłam się z mocnego uścisku kuzynki i udałam się do schodów. Nie zamierzałam tłumaczyć się dziewczynie z tego co robiłam. Nagle wszystkich interesowało co, gdzie i z kim, a to była tylko i wyłącznie moja sprawa i moje wybory do których nie chciałam, by ktokolwiek się wtrącał. Nie zwracając uwagi na blondynkę, szybko przemknęłam przez wysokie schody.
    
       Po niespełna godzinie drzwi od mojego pokoju się otworzyły i do środka weszła Ashley. Odłożyłam książkę na bok i zlustrowałam wzrokiem blondynkę. Miała na sobie krótkie, jeansowe spodenki i biały top spod którego wystawał różowy biustonosz od stroju kąpielowego. Swoje blond włosy przytrzymywane miała na czubku głowy przez białe Ray - Ban'y, a plażowa torba zawieszona była na chudym ramieniu drobnej Ash. Uniosłam brwi w pytającym geście na co ona rozłożyła ręce wzdychając z dezaprobatą.
       - No co? Przebieraj się i idziemy. - powiedziała swoim piskliwym głosem poprawiając okulary, które lada chwila a zsunęłyby się jej z głowy obijając się o twarde panele.
       - Ale dokąd? - udałam głupią i podniosłam się do pozycji siedzącej.
       - Nad wodę. Musisz się pospieszyć, bo masz tylko niecałe dwadzieścia pięć minut.
       - Muszę się uczyć. - jęknęłam i miałam nadzieję, że moja wymówka poskutkuje, lecz czego mogłabym się spodziewać po zdeterminowanej Ashley? Właśnie tego, że mi nie odpuści.
       - Przestań. Ruszaj się, raz, raz. - ponaglała mnie, kiedy ja wciąż się opierałam.
Marudziłam pod nosem, że nie mam najmniejszej ochoty nigdzie wychodzić, nie podając prawdziwego powodu dla którego nie chciałam pójść w miejsce, gdzie będę musiała rozebrać się do stroju i pokazać swoje ciało.
       - Ashley... - zaczęłam poważnie i stanęłam przed dziewczyną, która teraz wygodnie rozsiadła się na moim łóżku. - to nie jest dobry pomysł, żebym gdziekolwiek z wami szła. Wolałabym zostać. - spojrzała na mnie pytająco, a jej wyraz twarzy z wesołego zmienił się w przejęty. Zmarszczyła brwi i wyprostowała się.
       - Dlaczego? Pogoda jest taka ładna. Popływamy, pośmiejemy się, odpoczniemy przed jutrzejszym ciężkim dniem w szkole, będzie fajnie. - zapewniła i posłała mi szczery uśmiech.
       - Dobra, pójdę, ale pod jednym warunkiem. - powiedziałam, a Ashley przytaknęła głową. - nie będę się rozbierać tak jak wy.
       - Bo? Nie tłumacz się tym, że jesteś gruba, bo po pierwsze nie jesteś, wręcz przeciwnie, jesteś ZA chuda, a po drugie, tam gdzie jedziemy nie będzie nikogo, to totalne pustkowie. - machnęła ręką w powietrzu, po czym wyciągnęła z torby swojego iPhone. - o! Cassie napisała, że już jedzie.
      - Zobacz. - powiedziałam drżącym głosem podnosząc nieco w górę moją bluzkę. Dziewczyna uważnie przyglądała się mojemu prawemu bokowi i przez chwilę milczała. Zdezorientowana zerknęła raz na mnie, raz na moją skórę.
      - To chociaż załóż ten strój na siebie, a jak będziesz miała ochotę się rozebrać to to zrobisz. Tam naprawdę nie ma ludzi, będziemy tylko my. - uśmiechnęła się dodając mi otuchy, a ja przystałam na taki układ.

     
*

       Cassie zaparkowała swojego cytrynowego New Beetle'a na pustym parkingu niedaleko zalewu, więc musiałyśmy przejść kawałek przez niewielki lasek, by znaleźć się na miejscu. Z bagażnika wyciągnęłyśmy swoje torby i we trójkę zaczęłyśmy iść, dziewczyny śmiały się i opowiadały o nowym chłopaku z sąsiedztwa, że niby był nieziemsko przystojny i do tego taki słodki. Szczerze mówiąc - nie widziałam go, ani razu w naszej okolicy. A może po prostu nie zwracałam na niego uwagi. W sumie mało kiedy zwracam na kogokolwiek uwagę i to chyba dlatego nie zauważyłam nowego sąsiada. Zazwyczaj idę patrząc w chodnik, albo w niebo. Swoją drogą lubię niebo i chmury, ale w szczególności, od zawsze zachwycałam się gwiazdami i nigdy nie wiedziałam dlaczego, po prostu. Były piękne. Ot co.
Kiedy wreszcie dobrnęłyśmy do końca wydeptanej ścieżki, przede mną rozciągała się duża tafla jeziora, w którym odbijały się wysokie otaczające go drzewa o soczyście zielonych koronach. Miejsce przypominało coś w rodzaju sztucznej, ale opustoszałej już plaży. Uśmiechnęłam się w duchu na ten piękny widok i nie żałowałam, że dałam się namówić na przyjazd w to urocze miejsce. Faktycznie nie było tutaj nikogo. Tylko spokój i cisza przerywana odgłosami ptaków. Ściągnęłam swoje białe conversy i bosymi stopami podążałam po nagrzanym piasku za dziewczynami. Razem z Ash rozłożyłyśmy nasz wspólny koc w biało - niebieską kratę, a Cassie położyła obok swój różowy, nieco mniejszy od naszego. Usiadłam wygodnie poprawiając okulary na nosie i spojrzałam na kuzynkę, która smarowała olejkiem blade plecy koleżanki. Obie miały na sobie ładne stroje kąpielowe. Położyły się obok siebie na kocu i wystawiły swoje chude ciała do słońca.
       - A Ty, Chloe? - zapytała niepewnie kuzynka patrząc na mnie spod swoich białych Ray - Ban'ów. Pokiwałam przecząco głową lekko się uśmiechając. Nie naciskała więcej.


      Było gorąco. Temperatura w słońcu sięgała powyżej 34 stopni, zero wiatru, nawet nie drgnął żaden liść. Związałam włosy w wysoki kucyk i wachlowałam się gazetą, którą zabrała ze sobą Cass. Dziewczyny właśnie wróciły z wody śmiejąc się. Zerknęłam na nie, a Ash podbiegła do mnie i położyła swoje mokre, chłodne ręce na moich kolanach.
       - Naprawdę nie wejdziesz? - w jej głosie słychać było troskę. Pokiwałam tylko głową. - to może w sukience? - dodała chichocząc. Klepnęłam ją w ramię patrząc pobłażliwie dziewczynę, bo jej pomysł był głupi.
Wychyliłam się do tyłu, by sięgnąć po torbę i wygrzebałam z niej butelkę z wodą niegazowaną. Upiłam pierwszy łyk i skrzywiłam się. Miałam nadzieję, że chociaż nią się ochłodzę, ale woda w butelce była ciepła; czego można byłoby się spodziewać przy takim upale. We trzy odwróciłyśmy się w tym samym momencie słysząc śmiechy jakiś ludzi, które stawały się coraz wyraźniejsze. Spojrzałyśmy po sobie będąc tym wyraźnie zdziwione. Podobno nikt nie odwiedzał tego miejsca.
        - O nie... - odezwała się Cassie wlepiając swoje ciemne oczy w jeden punkt, a jej mina całkowicie zrzedła. Razem z Ashley spojrzałyśmy w kierunku, w którym przed sekundą patrzyła blondynka. Kątem oka zerknęłam na kuzynkę. Nie była zbyt szczęśliwa na widok Justin'a, a ja nie miałam żadnych odczuć związanych z jego przybyciem. Jedyne czego się obawiałam to Chantelle i Cara. Wzrokiem starałam się odszukać Leah, ale nie mogłam jej dojrzeć, widocznie nie przyszła.
        - O, hej! - powiedział radośnie blondyn, gdy nas zauważył i przystanął przy naszych kocach, a obok niego Joe.
        - No cześć. - machnęłam ręką i dziewczyny od niechcenia powtórzyły mój gest.
        - No nie wierzę. Sierota. - zakpiła Chantelle podchodząc do Justin'a i objęła go w pasie. Blondyn skarcił ją wzrokiem, na co ona wzruszyła ramionami.

        - Co tutaj robicie?
        - To samo co wy, Bieber. - fuknęła Ash. Czułam się niekomfortowo widząc jak moja kuzynka traktuje Justin'a. Co on jej zrobił?
        - Ok, to my już nie przeszkadzamy. Chodźcie, rozłożymy się dalej. - powiedział spokojnie Joe ratując tym samym niezręczną sytuację. Spojrzałam na niego w podzięce, a on posłał mi jedynie ciepły uśmiech. Justin kiwnął nam głową i ruszył za znajomymi.
        - Co do cholery? To nie koniec?! Boże, czy musi być ich tak dużo? Ile się jeszcze wysypie z tego lasu? - narzekała kuzynka widząc Tommy'iego, a za nim Harry'ego i Carę, którzy zdaje się byli ze sobą w bardzo dobrej relacji. Co? Jak to?! Poczułam dziwny ucisk w żołądku słysząc ich śmiechy i sposób w jaki Harry uśmiecha się do wysokiej dziewczyny. Dlaczego mnie to tak zabolało? Może dlatego, że po nocnej akcji miałam nadzieję, że znienawidzi ją tak samo mocno jak ja i nie będzie się do niej odzywał? Mała, naiwna Chloe. Przecież to logiczne, że nigdy by się tak nie stało, skoro należą do jednej paczki. Mimo wszystko poczułam zawód.
        - O, hej! - zaśmiałam się na powitanie wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka, bo Justin przed paroma minutami przywitał nas dokładnie tym samym. Śmiechy Lokersa i Cary nagle ucichły, a oczy skupiły się na mnie. Oboje wydawali się być zdziwieni moim widokiem. Pewnie myśleli, że będę leżała zapłakana w domu i rozpamiętywała to co się wczoraj stało, kiedy oni mogliby się nabijać ze mnie za moimi plecami razem ze swoimi przyjaciółmi.
       - Cześć, cześć. - powiedziałam, a dziewczyny powtórzyły za mną. Nie zamierzałam być nieuprzejma dla Tommy'iego, bo on nic mi nie zrobił, wręcz przeciwnie, od samego początku był dla mnie miły. Zresztą Harry też niczemu nie zawinił, ale obecność Cary przy nim wywoływała dziwne uczucie wewnątrz mnie, którego nie potrafiłam określić, a ono powodowało, że nie miałam ochoty z nim rozmawiać, ani być dla niego miła. Po prostu chciałam nie zwracać uwagi na wytatuowanego chłopaka. On jakby czytając w moich myślach nie odezwał się słowem, tylko przeszedł obok naszego koca patrząc na mnie z obojętnym wyrazem twarzy. Cara zmierzyła mnie ostrym spojrzeniem i w tym samym momencie złapała Harry'ego pod ramię. Westchnęłam i położyłam się na brzuchu, kiedy odeszli.

      Starałam się nie patrzeć w ich stronę, ale to było silniejsze ode mnie. Czułam się pewniej mając ciemne okulary, bo wiedziałam, że nie widać moich oczu zwróconych w ich kierunku. Rozłożyli się niedaleko nas. A raczej porozrzucali swoje rzeczy i ciuchy, po czym od razu, całą ekipą wbiegli do jeziora. Robili strasznie dużo hałasu. Krzyczeli, śmiali się i dobrze bawili w przeciwieństwie do naszej trójki. Dziewczyny w milczeniu leżały i "smażyły" na słońcu, a ja dosłownie gotowałam się w tej kiecce. Patrzyłam jak Cara wspina się na plecy Harry'ego, a on nie wyraża żadnych sprzeciwów i pływa mając ją na swoich plecach. Nie rozumiałam tego co między nimi było. W nocy o mało jej nie zabił, a teraz nosił ją na barana i nie opuszczał Cary na krok, a ona jego. Przez moment pomyślałam, że chciałabym być na jej miejscu, ale szybko skarciłam się za tą myśl. Nie pasowałam do niego, ani do tej ich paczki. Różniłam się i to bardzo. Nie miałam tatuaży, chociaż kiedyś rozważałam zrobienie jednego, małego na nadgarstku, ale spanikowałam w drodze do studia tatuażu i wróciłam do sierocińca nie zapisując się na żaden termin. Moje włosy były naturalne, niefarbowane, nie malowałam się tak mocno jak Chantelle, o dziwo - Cara nakładała znacznie mniej makijażu od swojej przyjaciółki, no i miałam całkiem inne ciuchy niż one, mniej wyzywające, chociaż styl tych dwóch dziewczyn mi się podobał. Nie mogłam temu zaprzeczyć. Więc jakim cudem miałabym się podobać Harry'emu, skoro nie byłam w jego typie, patrząc na prześliczną Carę.
      - Chcesz jechać? - w końcu zapytała Ashley patrząc na mnie.
      - Nie, chyba nie... nie wiem. A wy chcecie jechać? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a moja podświadomość podpowiadała mi, że wcale nie chcę wracać do domu, gdzie będę musiała się uczyć, chcę zostać i patrzeć na cudowne, pokryte tatuażami ciało Harry'ego.
       - Jest przyjemnie. Myślę, że możemy zostać. - odezwała się Cassie, a jej oczy wpatrzone były w Tommy'iego. Popatrzyłyśmy po sobie z Ashley i wybuchnęłyśmy śmiechem. - co?!
       - Nic, nic. - powiedziałyśmy równocześnie, na co dziewczyna fuknęła, po czym dołączyła do nas śmiejąc się.
       - Nie podoba się wam? Spójrzcie na jego ciało, matko. - powiedziała głosem pełnym zachwytu.
Spojrzałam na chłopaka, który stał na brzegu i palił papierosa. Był dobrze zbudowany. Czarne spodenki trzymały się nisko na biodrach, kiedy przystawiał rękę, w której trzymał papierosa do ust, po wewnętrznej stronie jego ramienia był duży tatuaż. Z takiej odległości nie mogłam zauważyć co takiego miał wytatuowane, ale było to dość duże. Łydka też pokryta była tatuażem.
       - W sumie. - odparłam, a Ashley zdziwiona popatrzyła na mnie. - no co. Mówię tylko co widzę. - wzruszyłam ramionami i usiadłam, a w tym samym momencie Cara i Chantelle spojrzały na mnie śmiejąc się. Pewnie chodziło im o to, że siedziałam w taki upał w ubraniu.
        - Patrzą tu. Szmaty. - bąknęła kuzynka biorąc łyka wody z butelki. - fuj! Jaka ciepła.
        - Może wstaw butelkę do wody. - zaproponowała Cass. - no wiesz, na brzegu, zakop ją w piasku i się ochłodzi.
        - Dobry pomysł. - powiedziała i podniosła się. Zbliżała się w kierunku brzegu, a ja obserwowałam reakcję chłopaków. Joe szturchnął Justin'a w bok, a ten zmierzył wzrokiem Ashley, która zakopywała butelkę do połowy w piasku przy wodzie.
        - Hej! Coleman! - zawołał ją blondyn, a ja wraz z Cassie skupiłyśmy się na ich postaci. - może dołączycie do nas?
        - Nie! - wrzasnęła i ruszyła w naszą stronę. - palant. - mruknęła pod nosem zajmując miejsce obok mnie. - niech się one przestaną gapić. Zaraz wstanę i przywalę im!
        - Uspokój się, Ash. - uspokajałam ją. Wiedziałam, że Justin wywoływał u niej negatywne emocje i stawała się przy nim agresywna, ale przecież teraz nie powiedział jej nic złego, a to, że dziewczyny ciągle patrzyły się w naszą stronę, cóż... ja je ignorowałam, Cassie też.
       - Chodźmy do wody. - blondynka wstała wyciągając ręce do mnie i Ashley. Popatrzyłam w kierunku brzegu. Grupka przyjaciół wychodziła z wody i wracała do miejsca, gdzie były ich rzeczy. Ash widząc to samo co ja, podniosła się z koca i obie czekały na moją reakcję. - no dawaj. Ściągaj sukienkę i chodź.
       - Ale ona... - zaczęła kuzynka.
       - W porządku. Wejdę do kolan. - przerwałam widząc zmieszaną blondynkę.

       Woda była przyjemnie chłodna.. Podciągnęłam wyżej biały materiał, by się nie zamoczył. Dziewczyny pluskały się w wodzie nieco głębiej, a ja stałam niedaleko czasem im machając.
Odruchowo zacisnęłam powieki wydając z siebie jęk czując jak nagle tracę grunt pod nogami i poczułam jak czyjeś silne ręce podnoszą mnie do góry. Otworzyłam oczy i zobaczyłam kędzierzawą głowę oraz szeroki uśmiech. Skąd on się tu wziął? Nie powinien być ze swoją dziewczyną i smarować jej pleców olejkiem do opalania? Nie miałam pojęcia skąd we mnie tyle jadu.
        - Harry, proszę nie. - mówiłam spanikowana, kiedy wchodził w głąb jeziora. Oplotłam ręce wokół jego karku i zacieśniałam uścisk, gdy poczułam jak dół mojej sukienki zalewa chłodna woda. - proszę, Harry.
        - Nie lubisz być mokra? - moje oczy szerzej się rozpostarły na jego niezbyt grzeczną uwagę.
        - Postaw mnie. - mój ton głosu był niemalże błagający.
        - Jesteś tego pewna? - zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć brunet wypuścił mnie prosto do wody. Wynurzyłam się tak samo szybko jak do niej wpadłam. Przetarłam twarz dłońmi i odgarnęłam włosy do tyłu. Uderzyłam o taflę wody tym samym ochlapując śmiejącego się chłopaka. - no co? Chciałaś żebym Cię puścił.
Przewróciłam oczami na jego odpowiedź. Jego szczeniackie zachowanie wyprowadziło mnie z równowagi. Stanęłam na równe nogi. Woda sięgała mi powyżej piersi, więc nie było szans, żebym doszła do brzegu. Podpłynęłam kawałek i dopiero wtedy zaczęłam iść. Sukienka przykleiła się do mojego ciała odsłaniając neonowy strój kąpielowy. Chantelle z Carą stały na brzegu śmiejąc się ze mnie, a Justin przebiegał wzrokiem po moim ciele. Czułam się upokorzona.
       - Chloe! - słyszałam za sobą głos Harry'ego, tłumiony śmiechem. - no Chloe, przestań!
Nie odwróciłam się. Podeszłam do torby i wyciągnęłam z niej puchaty ręcznik. Zaraz obok mnie stanęła Ash i Cass.
        - Wszystko ok? Chcesz jechać do domu? - pytała kuzynka. Spojrzałam na nią, a ona znała odpowiedź.
        - Chloe... - ochrypły głos Harry'ego dobiegł do moich uszu, kiedy wycierałam mokre włosy.
        - Zostaw ją, idioto. - broniła mnie Ashley i byłam jej za to wdzięczna, bo nie miałam ochoty na konfrontację z nim.
        - Przepraszam. - ignorowałam go. Rozłożyłam ręcznik na piasku, by trochę wysechł zanim schowam go do torby.
        - Odejdź. - odezwała się Cassie łapiąc Lokersa za ramię i odpychając ode mnie na odległość dwóch metrów. - po prostu idź stąd. - jej też byłam wdzięczna za wstawienie się za mną.
        - Możesz ubrać moją bluzkę. Ja pojadę w spodenkach. - uśmiechnęła się Ashley i objęła mnie ramieniem. - już dobrze? - przytaknęłam. Rozejrzałam się dookoła szukając wzrokiem miejsca, gdzie mogłabym się przebrać. - śmiało, przebierz się tutaj, nie zauważą, są daleko. - miała rację. Siedzieli przy brzegu popijając piwa. Jeszcze raz dokładnie zbadałam teren, po czym stwierdzając, że było czysto złapałam dół sukienki i uniosłam do góry przeciągając ją przez głowę. Ashley zagłębiła się w dużej torbie w poszukiwaniu swojej bluzki, a ja podenerwowana stałam z rękami opartymi o biodra.
        - Masz ładne ciało, nie powinnaś go zakrywać. - stwierdziła Chantelle. Chantelle? Boże. Byłam tak bardzo pogrążona w swoich myślach, że zapomniałam o całym świecie i o tym, że mam na sobie samo bikini. Zaraz za nią z lasu wyłonili się Harry i Justin niosąc zgrzewkę piwa. Pewnie musieli pójść do samochodu po nowe zapasy.
        - Uuu... - zagwizdał Justin zatrzymując się przy mulatce. - no Chloe, właśnie tak sobie Ciebie wyobrażałem. - rzucił lustrując mnie z góry na dół. Uśmiechnięty Harry dołączył do nas, a jego mina diametralnie się zmieniła. - to może jednak dołączycie do nas? - ponownie zaproponował blondyn.
        - No nie wiem. - odezwała się Ash. - tak właściwie to my się już zbieramy.
        - Co wy... dziewczyny. Jest dopiero siedemnasta. - mówił Bieber.
        - Ja mogę zostać. - odezwała się Cass zerkając w stronę brzegu, przy którym siedział Tommy.
        - Dzięki za zaproszenie, ale nie skorzystamy. - odpowiedziała za nas Ashley. Dobrze, że to ona podjęła decyzję. Chantelle posłała nam jak zwykle cwany uśmieszek i oddaliła się. Justin spojrzał na nas prosząco, a ja zerknęłam na stojącego z boku, milczącego Harry'ego. Cienki materiał uderzył o moją klatkę piersiową i zsunął się pod stopy, kiedy nie złapałam, na co Harry zaśmiał się i schylił podnosząc koszulkę Ash. Podał mi ją. Uśmiechnęłam się niemrawo w podzięce i włożyłam krótką bluzkę. Nawet nie sięgała za pępek. Nie czułam się komfortowo będąc w samych majtkach od stroju i białym topie.
        - Chloe, możemy porozmawiać? - odezwał się w końcu brunet. 
        - Um... - przewrócił oczami na mój brak zdecydowania i
pociągnął mnie za sobą. Nie protestowałam, podczas gdy on prowadził trzymając mój nadgarstek. Moje serce łomotało pod wpływem jego delikatnego, ale i zdecydowanego dotyku. Przeczesałam swoje włosy palcami za nim stanęłam bosymi stopami na brzegu, dotykając mokrego piasku.
        - Chloe... - zaczął poprawiając swojego snapback'a, a ja czułam narastające napięcie między nami i formującą się gule w moim gardle. Zapanowała niezręczna cisza. Wpatrywałam się w swoje stopy rozgrzebując palcami piasek, a on stał tuż obok patrząc co robię.
Kątem oka spojrzałam w bok zauważając delikatny uśmiech na jego twarzy. Och, był taki dziwny... nieodgadniony.





~*~

Hejo, jak leci? Soreczka, że tak późno wstawiam rozdział, ale czas, czas, cholerny brak czasu; też tak macie? :c
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Buziii. xoxo

TU też nowy jak coś. ;-)
Szablon by S1K