środa, 5 marca 2014

Chapter 2.

     Nie mogłam zasnąć przez pół nocy. Cały czas myślałam o jutrzejszym dniu, w którym miałam przywitać się z nową szkołą. Stresowałam się. A co jeśli ludzie z klasy mnie nie zaakceptują, albo placówka nie przypadnie mi do gustu? - myślałam, wiercąc się na miękkim, dużym i przede wszystkim swoim własnym, łóżku. Chociaż nie, to drugie zdecydowanie nie wchodziło w grę, bo Pani Collins i wujostwo, nie posłaliby mnie na pewno w nieodpowiednie miejsce. Zresztą Ashley tam chodziła, więc miejsce nie mogło być złe.
Budzik stojący na białej szafce nocnej zadzwonił punktualnie o 6:00, ale ja i tak obudziłam się dużo wcześniej z jednej, konkretnej przyczyny, którą był stres. Wyłączyłam "rozkrzyczane" urządzenie elektroniczne i podniosłam się do pozycji siedzącej spuszczając nogi w dół. Siedziałam na brzegu łóżka przed dwie minuty próbując się dobudzić. Byłam nieprzytomna. Podsumowując dzisiejszą noc - cztery godziny pełnego snu to zdecydowanie za mało. Przetarłam dłońmi zaspane oczy i zmusiłam się do wstania. Podparłam się rękoma o materac i zachwiałam lekko, gdy moje stopy dotknęły zimnego parkietu. Wolnym krokiem, przeciągając się, szłam w kierunku dużej szafy. Wczoraj po powrocie ze spaceru rozpakowałam swoją torbę i po ułożeniu i powieszeniu na wieszakach wszystkich ubrań śmiało stwierdziłam, że zawartość mojej nowej szafy wyglądała ubogo, żeby nie powiedzieć - biednie. Nie byłam posiadaczką super drogich i markowych ciuchów - brak funduszy. Za każdym razem kiedy przechodziłam obok sklepowych witryn, gdzie stały manekiny przedstawiające wybrane ciuchy z najnowszych kolekcji, musiałam się obejść smakiem. Oglądałam je przez szybę wyobrażając sobie, że właśnie byłam ubrana w konkretną bluzkę, czy spodnie, a później troszkę zdołowana wracałam na ziemię i ponownie zatapiałam się w szarej rzeczywistości. Oczywiście, że chciałam się modnie ubierać i przywiązywałam dużą uwagę, jeżeli chodziło o mój wygląd, jak każda normalna nastolatka - chciałam się podobać i wyglądać jak najlepiej. Jednak nie zawsze miałam to co chciałam, więc byłam zmuszona zadowalać się tym na co sobie uzbierałam z dorywczych prac, a za roznoszenia ulotek, czy weekendowej pracy w cukierni nie zarabiałam kokosów, tylko marne grosze, za które mogłam jedynie kupić sobie jakiś ciuch na przecenie, czy całą siatkę ubrań w secondhand'zie. Nie wstydziłam się tego. Wydawało mi się, że zawsze dobrze dobierałam strój i nigdy nie wyglądał strasznie, ani ja nie wyglądałam w nim jak przybłęda. Więc stojąc przed szafą, wybrałam czarne rurki z wysokim stanem, oraz ciemną, niebieską koszulę, która skrojona była w taki sposób, że przód był krótszy niż tył. Z szuflady wyciągnęłam czystą bieliznę i udałam się do łazienki.
Stojąc w kabinie prysznicowej pozwalałam chłodnej wodzie obmywać moją skórę, chcąc pozbyć się stresu. Na próżno. Wymyłam się kokosowym żelem i wyszłam z kabiny; od razu poczułam zmianę temperatury, a moje ciało pokryła gęsia skórka. Wytarłam się szybko różowym ręcznikiem, po czym włożyłam na siebie wcześniej przygotowany outfit. Wysuszyłam włosy pozwalając im swobodnie opadać wzdłuż pleców, odprawiłam swój długi i codzienny rytuał - makijaż. Fluidem i korektorem bardzo dokładnie zakryłam jedno znienawidzone przeze mnie miejsce na twarzy, wytuszowałam rzęsy, oraz zaznaczyłam wyraźniej brwi, a policzki musnęłam różem. Widząc stan moich białych converse'ów przetarłam je zwilżoną szmatką i byłam gotowa do wyjścia. Ach, jeszcze torba! - powiedziałam na głos i zrobiłam w tył zwrot, podnosząc z fotela czarną torbę i zawiesiłam ją sobie na przedramieniu. Ze ściśniętym z nerwów żołądkiem schodziłam ze schodów. Pierwsze co zauważyłam to zaspaną Ash rozgrzebującą grzankę z dżemem i Alice, która widząc mnie, nalała do kubka herbatę i uśmiechnęła się. Zachrypniętym głosem rzuciłam nieśmiałe "Dzień dobry" odsuwając przy tym krzesło i zajęłam miejsce przy stole. Blondynka kiwnęła głową wsadzając sobie kawałek grzanki do buzi.
       - I jak nastrój przed pierwszym dniem? - usłyszałam pytanie Alice.
       - Średnio. - odparłam, cienko smarując chleb masłem.
       - Bez obaw. W razie czego Ashley tam będzie. Prawda, dziecko? - zaakcentowała mocniejszym tonem pytanie, by mogło dotrzeć do jej córki, która nie kontaktowała z otaczającą ją rzeczywistością. - Ashley!
       - Noo taaak, tak. Boże. - burknęła posyłając matce zmęczone spojrzenie.
       - Więc widzisz, wszystko będzie w porządku. - powiedziała łagodnym głosem wkładając naczynia do zmywarki.
Wzięłam parę gryzów grzanki z samym masłem i popiłam herbatą z cytryną. Nie byłam w stanie już nic więcej przełknąć, bo moje gardło blokowała ogromna gula wywołana coraz większymi nerwami. Podniosłam się z miejsca i ruszyłam za niską dziewczyną w stronę drzwi frontowych.



*


       Jazda autobusem zajęła dwadzieścia minut, doliczając pięć minut drogi na pieszo z przystanku do szkoły, po dwudziestu pięciu minutach stanęłam przed ogromnym budynkiem. Był z cegły w naturalnym kolorze. Podłużne okna zakończone łukiem, otoczone były białą ramą i szerokie, masywne, dębowe drzwi dzielące mnie od wnętrza szkoły, w kierunku dokąd zmierzała cała młodzież - jedni wolniej, drugim spieszyło się bardziej. Przełknęłam ślinę czując jak moje dłonie zaczynają się pocić, a serce przyspieszyło tempa. Żołądek już dawno wywrócony był do góry nogami.
       - Idziesz? - zapytała Ashley, kiedy zauważyła, że nie idę z nią.
       - Tak, tak. - ocknęłam się i podbiegłam do kuzynki, łapiąc ją pod ramię.
Weszłyśmy do środka, a ja miałam wrażenie, że patrzy na mnie cała szkoła. Przeciskając się przez tłum ludzi, rozglądałam się dookoła. Gdzieniegdzie obdrapane ściany pomalowane były na żółto, gabloty z pucharami, dyplomami, medalami oraz zdjęciami szkolnych drużyn z przed kilkunastu lat, aż do dzisiaj, no i szare, metalowe szafki, a wśród nich jedna moja. Ash pokazała mi która to, podając srebrny kluczyk.
       - Mam zajęcia na pierwszym piętrze, więc niestety muszę spadać. Twoja sala jest na końcu korytarza, po lewej stronie. Spotkamy się na przerwie tutaj, ok? - mówiła głośno, gdy zagłuszył ją dzwonek dający znać, że zaczynały się lekcje. Kiwnęłam przytakująco głową. - będzie dobrze! Poradzisz sobie. - cmoknęła mnie w policzek, a będąc przy schodach odwróciła się i pomachała. Uśmiechnęłam się odwzajemniając gest. Miło, że ktoś się o mnie martwił. Westchnęłam idąc w kierunku sali numer 7 i miałam nadzieję, że przysłowiowa szczęśliwa siódemka, okaże się prawdziwa.
Drzwi do sali były szeroko otwarte, a w środku grupka rozgadanych nastolatków. Niepewnie przekroczyłam próg skanując wzrokiem pomieszczenie. - nieduża sala z charakterystycznymi, pojedynczymi stolikami dla uczniów, wysoko na ścianach powieszone wypchane zwierzęta, paprotki w białych doniczkach, różne tablice z roślinami, przedstawiające schematy kodów genetycznych, itp., średniej wielkości akwarium stojące pod oknem, oraz plastikowy szkielet obok biurka nauczyciela. Sala biologiczna. Na moje szczęście każdy był tak bardzo zajęty sobą lub swoimi znajomymi, że nikt nie zwracał na mnie uwagi. Zajęłam miejsce w środkowym rzędzie na końcu, a chwilę później zaczęłam tego żałować.
       - Chyba Ci się coś pomyliło, skarbie. - spojrzałam w górę, by sprawdzić do kogo należał niski głos. Nade mną stała niewysoka, ciemnoskóra dziewczyna z bandaną na głowie, która uważnie lustrowała mnie swoimi prawie czarnymi oczami. - ja tutaj siedzę.
       - Daj jej spokój, Chantelle. - zwróciłam wzrok pełen wdzięczności na osobę, która nagle pojawiła się przy mulatce.
       - Zajęła moje miejsce. - fuknęła dziewczyna.
       - Nie wiedziałam, że jest zajęte. - odpowiedziałam zmieszana i podniosłam się z krzesła. - proszę, siadaj.
Dziewczyna nie odezwała się więcej, za to z pogardliwą miną, zlustrowała brązowymi oczami moją sylwetkę, po czym zrobiła dużego balona z gumy do żucia i niedbale usiadła za stolikiem.
      - Tu jest wolne. - ta sama dziewczyna, która uratowała mnie przed sekundą wskazała ręką na ławkę przed nią i kiwnęła porozumiewawczo głową. - no siadaj, nie bój się. - ponaglała, kiedy zdezorientowana stałam w jednym miejscu.
Posłałam jej delikatny uśmiech odsuwając plastikowe krzesło. Cały czas czułam na sobie krępujący wzrok Chantelle. Wiedziałam, że będę miała z nią problemy.
      - Siadajcie! - rzucił wysoki, starszy mężczyzna, który właśnie wszedł do klasy. - cisza! - położył na biurku teczkę i dziennik, po czym oparł się o blat z założonymi rękoma na piersi. - to od czego dzisiaj zaczynamy? Może od małej kartkówki, żeby was trochę ujarzmić, co?
       - Panie profesorze. - odezwała się Chantelle unosząc rękę w górę. Nauczyciel spojrzał na nią dając jej prawo głosu. - mamy nową koleżankę. - odparła z nutką ironii, a później odwróciła głowę w moją stronę wulgarnie żując gumę.
       - Ach, zapomniałem. Faktycznie, gdzieś miałem zapisane zapisane. - powiedział pod nosem szukając na biurku kartki. - o, i jest! Chloe?
Poczułam jak robi mi się słabo z nerwów. Wychyliłam się zza otyłego chłopaka przygryzając dolną wargę. Przełknęłam głośno ślinę i podniosłam się. Cała klasa skupiła uwagę tylko i wyłącznie na mnie.
      - Przedstaw się. - nakazał profesor, a ja czułam jak moje nogi stają się miękkie, a krew odpływa z mózgu. Myślałam, że zaraz zjadę na oczach wszystkich. Wlepiłam wzrok w jasny, popisany długopisem blat i nerwowo bawiąc się palcami, drżącym głosem w kilku krótkich zdaniach opowiedziałam o sobie.



*


       - I jak było? - podbiegła do mnie zadowolona Ashley, kiedy siłowałam się z zamkiem od metalowej szafki. Popatrzyłam na nią surowo i szarpnęłam mocno za drzwiczki, które otworzyły się z hukiem.
       - Miałaś być tutaj na pierwszej przerwie, a nie na czwartej. - powiedziałam surowo. 
       - Przepraszam, ale nie mogłam. Zresztą napisałam Ci sms'a. - wytłumaczyła się szybko, a ja w tym czasie wrzucałam niepotrzebne zeszyty do środka.
      - Padł mi telefon. - odparłam ponuro zamykając z powrotem drzwi.
      - Aż tak źle? - blondynka oparła się plecami o jedną z szafek przyciskając do piersi książki.
      - Już podpadłam jednej lasce. - kuzynka spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, ale po chwili zorientowała się o kim była mowa. Zerknęła na trzy dziewczyny stojące po drugiej stronie w towarzystwie jednego chłopaka. Chantelle obserwowała nas.
      - Olej ją. One lubią szukać zaczepki i wszczynać awantury. Nie warto na nie zwracać uwagi. - machnęła ręką w powietrzu sprytnie omijając temat i oderwała się od metalowej powłoki. - idziemy coś zjeść. - stwierdziła obejmując mnie ramieniem.
     Weszłyśmy do stołówki wypełnionej po brzegi młodzieżą. Szłam obok Ashley samym środkiem przyglądając się poszczególnym osobom. Byli tutaj różni ludzie podzieleni na większe i mniejsze grupki. Dzielili się ze względu na subkulturę, wygląd, "lepszych" i "gorszych", chociaż nie uważałam, żeby ci "lepsi" byli na serio lepsi. Raczej mięli o sobie zbyt wysokie mniemanie i najzwyczajniej w świecie lubili wyżywać się na słabszych. Zwróciłam głowę w stronę grupki siedzącej przy złączonych stołach pod oknem.
      - Pf, elita. - Ashley wypowiedziała ostatnie słowo robiąc cudzysłów z dwóch palców. Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale dziewczyna mi przerwała. - siedzi tam Chantelle ze swoimi przyjaciółkami no i oczywiście Bieber z debilnymi kumplami. Wydaje im się, że rządzą tą szkołą i mają władzę.
      - A nie jest tak? - zapytałam stając w kolejce za wysokim kolesiem.
      - Poniekąd jest. Jeżeli widzą, że się ich boisz to masz przesrane. Są takim, em no... postrachem nie tylko tutaj w szkole, ale poza nią też.. - zaśmiała się głośno patrząc pobłażliwie w kierunku, gdzie siedzieli obmawiani. - osobiście uważam, że nie ma się czego bać. - stwierdziła, a ja nie za bardzo wiedziałam jak się odnieść do tego co powiedziała Ash. Dlaczego skoro cała szkoła się ich obawiała, ona śmiało z uśmiechem na ustach mówiła o nich? Nie dociekałam, bo chciałam w spokoju zjeść obiad.

      - Ej, Coleman! Możecie dosiąść się do nas. - zawołał Bieber, kiedy wracałyśmy z tacami do stolika. Ashley posłała mu wzrok pełen mordu i położyła swoją tackę na blacie, dwa stoły dalej. Nie miałyśmy innego wyboru, bo tylko ten nie był zajęty. Starałam się nie zwracać uwagi na śmiejącą się Chantelle i unikałam wzroku reszty. Rozmawiałyśmy jedząc nawet smaczny - jak na szkolną stołówkę -  obiad. Całkowicie zapomniałam o przeszywających spojrzeniach grupki obok, do momentu, w którym nagle nie usiadł przy mnie chłopak o karmelowych tęczówkach. Zerknęłam na mulatkę, a ta ściągnęła ze sobą ciemne, grube brwi i zacisnęła wargi w wąską linie.
       - Halo, ktoś Cię tutaj zapraszał? Wynocha. - odezwała się moja kuzynka przełykając surówkę z marchewki.
       - Spokojnie. Chciałem się zapoznać z Twoją koleżanką, bo ostatnio tak zwiałyście, że nie miałem okazji się przedstawić. Chyba nie jesteś zazdrosna?
       - Nie bądź śmieszny. - odparła z kpiną, a ja przyglądałam się krótkiej konwersacji, zaczynając zastanawiać się co ich łączy, albo łączyło. Złapałam kubek z colą i pociągnęłam kilka łyków przez słomkę. - poza tym moja kuzynka nie chce Cię poznać, co nie? - zwróciła się do mnie. Natychmiast odstawiłam plastikowy przedmiot na stół przygryzając wnętrze policzka.
       - W sumie to...
       - Jestem Justin. - chłopak przerwał w pół zdania i wyciągnął w moim kierunku wytatuowaną rękę. Kątem oka zerknęłam na niezadowoloną Ashley. Z grzeczności podałam Justin'owi dłoń, a on delikatnie ją uścisnął, jakby bał się zrobić mi krzywdę. Karmelowe, duże oczy wpatrywały się w moją twarz, a jego wargi w kształcie serca, układały się w przyjaznym uśmiechu.

Chyba nie mógł być taki zły, jak przedstawiała go Ashley. Tą dziwną sytuację przerwał trzask rozbijającej się o podłogę tacy. Podskoczyłam na krześle widząc wkurzoną mulatkę. Chłopak zaśmiał się kręcąc głową, po czym ponownie zupełnie ignorując wściekłą koleżankę, zwrócił się do mnie. - o której kończysz?
       - Ja? - zapytałam zszokowana jego pytaniem. Przytaknął. - a czemu pytasz?
       - Może wyskoczymy gdzieś. Na lody, cokolwiek.
       - Wiesz co, Bieber. Jesteś żałosny. Ona z Tobą nigdzie nie pójdzie. - blondynka poderwała się z krzesła i podeszła do mnie, łapiąc za nadgarstek pociągnęła żebym wstała. - trzymaj się od niej z daleka, rozumiesz?!
Chłopak również stanął na równe nogi w lekkim rozkroku rozkładając wytatuowane ręce na boki. Nie wiedziałam co się dzieje, kiedy zbliżył się i złapał za mój drugi nadgarstek.
       - Umówisz się ze mną? - zapytał uwodzicielsko.
       - Nie! Puszczaj ją.
       - Chyba nie będziesz słuchała koleżanki. - stwierdził ciągle obejmując mój nadgarstek.
Co za beznadziejna scena. Musiałam wyglądać idiotycznie po środku dwóch kłócących się osób, którzy mocno trzymali moje ręce w uścisku i żadne z nich nie chciało odpuścić. Zaczęło huczeć mi w głowie od tego ciągłego przekrzykiwania i bolały mnie ramiona, które co chwila nadwyrężali pociągając moje ciało w dwie strony. Zebrałam się w sobie i z całą siłą wyrwałam się im obu.
      - Przestańcie! - krzyknęłam. Justin i Ashley popatrzyli na mnie ze zdziwieniem. Oddychałam szybko pocierając obolałe nadgarstki. Rozejrzałam się w okół zauważając, że cała stołówka przez cały czas w ciszy i z oczekiwaniem na rezultat, przyglądała się naszej trójce. Przymknęłam powieki wypuszczając powietrze spomiędzy ust. - nie umówię się z Tobą. - zwróciłam się stanowczo do Bieber'a przyciskając do jego umięśnionego torsu palec wskazujący. - a Ty następnym razem się nie wtrącaj. Sama potrafię zadbać o siebie. - odwróciłam się do kuzynki. Oboje byli w szoku.
Wzięłam z krzesełka torbę zawieszając ją na przedramieniu. W pomieszczeniu panowała niezręczna cisza przerywana pojedynczymi szeptami i śmiechem Chantelle. Szybkim krokiem przeszłam między stolikami i kładąc obie dłonie na granatowych, podwójnych drzwiach popchnęłam je do przodu. Idąc korytarzem zaczęłam żałować, że odezwałam się chamsko do kuzynki. Niepotrzebnie na nią naskoczyłam, przecież chciała mnie tylko chronić przed chłopakiem, który według niej oznaczał wszystko co najgorsze. Z tym, że ja nie miałam zielonego pojęcia dlaczego tak bardzo zależało Ashley na odseparowaniu mnie od Justin'a.
Pierwszy dzień w szkole w żadnym wypadku nie mogłam zaliczyć do udanych. Wręcz przeciwnie. Było tragicznie. Nie będzie łatwo. - pomyślałam i weszłam do szkolnej łazienki.



*


      Nareszcie długo wyczekiwany przeze mnie piątek i powrót po sześciu godzinach ze szkoły. Podsumowując te pięć dni. - nie było najgorzej. Powoli się klimatyzowałam w nowym miejscu. Poniedziałek był koszmarny, to fakt, ale reszta tygodnia pozostawała bez większych zarzutów. Bieber'a widziałam we wtorek, minął mnie na korytarzu rzucając słabe "siema", przez resztę tygodnia nie pojawił się w szkole. Nie obyło się zaczepek ze strony Chantelle i jej koleżanki - Cary, ale za to Leah była dla mnie wyjątkowo miła i strofowała swoją przyjaciółkę za każdym razem, gdy ta słowami próbowała zrównać mnie z ziemią. Byłam wdzięczna Leah, że stawiała się za mną. Mimo wielkiego niezadowolenia Chantelle i Cary, dziewczyna wcale nie przejmowała się nimi i każdego ranka ze ślicznym uśmiechem na twarzy witała się ze mną i zagadywała. Przerwy co prawda spędzała ze swoją "ekipą" na dworze, lub na szkolnej stołówce, ale w czasie lekcji starała mi się poświęcić chociaż chwilę na rozmowę. Nie rozwodziłam się nad tym, czy jej sympatia była szczera, czy nie. Najważniejsze było dla mnie to, że ktoś zaakceptował moją osobę i miałam się do kogo odezwać i z kim porozmawiać. Polubiłam ją.
      Po wejściu do domu nawet nie miałam siły ściągnąć converse'ów ze stóp i prosto udałam się do swojego pokoju. Rzuciłam torbę na podłogę, po czym opadłam na miękki materac. Byłam zmęczona po całym tygodniu. Codzienne wstawanie o szóstej rano i wracanie po piętnastej było męczące. Uwielbiałam spać, więc zwleczenie się o tej porze z ciepłego łóżka było dla mnie niemałym wyzwaniem. Cieszyłam się, że odpocznę przez weekend. Przymknęłam powieki dociskając głowę do poduszki i nawet nie zorientowałam się kiedy odpłynęłam w ramiona Morfeusza. 


      - Więc jednak idziesz? - do pokoju weszła Ashley i stanęła obok mnie z założonymi rękoma na piersi. Popatrzyłam na nią wyciągając z szafy białą, krótką bluzkę na grubych ramiączkach z szarym trójkątem i neonowym małym napisem. 
      - Ty też idziesz. 
      - Nie. I Tobie też radziłabym nie iść. To nie jest towarzystwo dla Ciebie, Chloe. - dziewczyna próbowała przejąć kontrolę nad moim umysłem i przekonać mnie do spędzenia piątkowego wieczoru z nią przed telewizorem. Nie było takiej opcji. Leah zaprosiła nas na swoją osiemnastkę i z chęcią chciałam się pojawić na tej imprezie urodzinowej. Poznałabym więcej ludzi, a nie spędzała czas z kuzynką i jej koleżankami. Nie miałam nic przeciwko przyjaciółkom Ashley, ale chciałam mieć też swoich znajomych.
      - Nie rozumiem dlaczego jej tak nie lubisz. - zmierzyłam surowo blondynkę, po czym dodałam. - a poza tym, czemu jesteś aż tak uprzedzona do Justin'a? Wydaje się być miły. - odważyłam zadać się pytanie, które od dłuższego czasu plątało się po mojej głowie, a Ashley parsknęła śmiechem.
      - Nie masz pojęcia jacy to są ludzie. 
      - No jacy? 
      - Źli. Jeszcze nie poznałaś jego kumpli, ale jak ich poznasz to sama przyznasz, że miałam rację. - przyglądałam się dziewczynie z lekkim przerażeniem. Brzmiała bardzo prawdziwie mówiąc o znajomych Justin'a, których traktowała z dużą rezerwą. Zastanawiałam się co takiego robili skoro wszyscy się ich bali i sama zaczynałam się obawiać. Rozważałam w myślach, czy na pewno dobrym pomysłem było to żebym szła dzisiaj do tego klubu. 
      - Mam rozumieć, że nie idziesz ze mną, tak? - wyminęłam temat paczki Bieber'a, w której była też Chantelle i Cara. 
      - Nie. - odpowiedziała krótko. - nie wiem... - popatrzyłam na kuzynkę błagalnym wzrokiem, kiedy zaczęła się przełamywać i mimo, że Ashley średnio rozmawiała ze mną od momentu incydentu na stołówce, zgodziła się. - przecież nie puszczę Cię tam samej. 
Uśmiechnęłam się szeroko do dziewczyny i przytuliłam ją mocno, dając buziaka w jasny policzek. 
      - Przepraszam za tamto, no wiesz... Wybaczysz? - zrobiłam minę słodkiego szczeniaczka, ale Ash, ani drgnęła. Uniosła lewą brew do góry i wydęła malinowe wargi do przodu. Przez moment stałyśmy na przeciwko siebie w skupieniu. Jej twarz złagodniała, a z ust wydobyło się wyraźne "wybaczam". Zaśmiałyśmy się. - znasz "SOHO CLUB"? - zapytałam ubierając jeansowe spodenki z wysokim stanem i obszarpane na końcach. 
       - Tam mają być te urodziny?!
       - Coś nie tak? - zmarszczyłam czoło poprawiając ręcznik, którym byłam obwiązana. 
       - Sama zobaczysz. - bąknęła. - ok, idę się szykować. 
       - O dwudziestej na dole? 
       - Taa. - odpowiedziała niezadowolona i opuściła mój pokój.
      Pokręciłam głową nie wiedząc dlaczego moja kuzynka była taka tajemnicza i nie chciała powiedzieć mi nic na temat tego klubu. Wzruszyłam ramionami wkładając na siebie jeansowe, krótkie spodenki. Na górę ubrałam wcześniej przygotowaną bluzkę odsłaniającą kawałek ciała, na szyi zapięłam pozłacany, krótki łańcuch, a na stopy włożyłam białe Air Max'y z szarymi akcentami. Rozpuściłam pofalowane włosy, usta pociągnęłam jasnoróżową szminką i po półgodzinie byłam gotowa do wyjścia.



~*~

Czeeeść Misie moje! Przepraszam, że dopiero teraz dodaję rozdział, który jest z lekka nudnawy, ale w następnym postaram się zrehabilitować i wsadzić akcję, którą mam ułożoną w głowie. W ogóle nie mam czasu prawie na nic. Ciągle jestem poza domem i żyję na walizkach. :/ Jeszcze dołożyłam sobie więcej obowiązków i naprawdę już nie daję rady, a nie chciałam Was zostawiać z niczym przez kolejne parę dni.
      Mam nadzieję, że nie zawiodłam. W weekend postaram się coś tutaj wstawić. I oczywiście nadrobić zaległości w Waszych blogach.

Trzymajcie się i buziaki. x


9 komentarzy:

  1. Niezły, naprawdę ;) Juuuuuustin!!! :D <3 <3

    swiat-artystki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow wow wow tyle mam do powiedzenia,
    rozdział jest genialny ,nie jest nudnawy ,a poza tym czasami te `spokojniejsze` też się przydają
    Życzę weny i czasu <33
    Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Czekam na nexta i zapraszam do siebie http://onedirectioninfekcja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś wyczuwam dobrą zabawę!
    Ja kocham Twoje rozdziały. Są takie długie i tak cudownie się je czyta. Boże nie mogę doczekać się tego zwrotu akcji. Na pewno warto czekać.
    Tak btw to mnie totalnie popieprzyło bo założyłam drugiego bloga...
    http://tears-fanfiction.blogspot.com
    Jak masz chwilkę to wpadnij ;D
    Czekam na nowy rozdział, który ma pojawić się szybko!
    Kocham xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział :)
    Zapraszam Cię do mnie, dodałam rozdział drugi :)
    http://because-someday-it-will-be-better.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny dział!
    Czytało się bardzo przyjemnie ;D
    Z przyjemnością wpadnę na następny.
    Buziaki
    Patrycja!

    Ps: Zapraszam na nowy dział na http://takeabreathandlivethedream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawdę piękny rozdział aż przeczytałam 2 razy :) czekam na następny i zapraszam do mnie :) http://one-life-one-chance-onedirection.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. WOW rozdział niesamowity! Zresztą jak zawsze.
    Zapowiada się fajna zabawa.
    U mnie nowy rozdział http://dreamfanfictiononedirection.blogspot.com/
    Zapraszam też na tt>>>>> https://twitter.com/DarSul2000

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojoj... Super rozdział!! <33 Genialny pomysł na opowidanie ;D Jestem ciekawa, co się wydarzy na tej imprezie, więc lecę czytać trójkę (ale chyba już dzisiaj nie dam rady, więc skomentuję jutro).
    Super, super, super!! ;-*

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K